W ciszy
Łzy drążyły tunele po obu stronach
twarzy, nie pierwszy ra widziałam śmierć, ale teraz... Znałam
ich, chodź krótko, to zdążyłam pokochać jak
rodzinę. Wszyscy byli tacy wspaniali... Traktowali jak swojego a nie
uciekiniera.
Wspaniali ludzie...
Byli... Odeszli, już ich
nie ma.
Teraz śmierć będzie
ich rodziną. „Zgniją oczy i wyraz tych oczu, śmierć patrzy w
kość nie w twarz...” Znów uniosłam się na łokciach i
wyjrzałam zza skarpy. Zdało mi się, że oczy Natalki patrzą
wprost na mnie... Boże. Ona była taka mała. Pełna życia,
radości. Mogła tyle osiągnąć.
-Schowaj się. -
Usłyszałam głos za mną.
Gdy się odwróciłam
chłopcy którzy dotąd byli mi znani jako potulni, cudowni i
kochani, teraz biegli z bronią na ramieniu w stronę wioski. Jeden z
nich zaczął krzyczeć:
-Za Polskę! Za Naród! Za
Kraj!
Później reszta
powtórzyła jednym głosem.
Antek biegł na czele a
Malina, leżący obok mnie, przytykał moją głowę do ziemi.
-Csiii... - Wysyczał
wprost do ucha.
Zaczęło się.
Strzały padały równo,
kule miotały się w każdym kierunku. Chciałam wyjrzeć, ale silna
dłoń wciąż przytrzymywała mnie nisko.
Nie było krzyków jak
przy egzekucji, teraz padały głośne komendy.
-Ufasz mi? - Powiedział
cicho.
Spojrzałam na niego z
niedowierzaniem. Co tu ma teraz do gadania zaufanie?
Mimo sprzecznych myśli
skinęłam głową.
-Na mój znak pobiegniesz
za tamtą skarpę.
Uklękłam, aby
przygotować się do ucieczki. Zdjął z ramienia broń i wychylony
zaczął mierzyć w stronę wioski.
-Teraz.
Zamknęłam oczy...
Strach nie był już
przewodnikiem, zrobiłam to spokojnie.
Co miałam do stracenia?
Nic... Moje życie jest bez znaczenia. Nikogo nie zaboli gdy
zginę...Bo przecież już nikogo nie mam. Tak mała odległość
zdała się być kilometrami. Nie czułam nic, ale musiałam spojrzeć
za siebie. Musiałam się odwrócić. Zobaczyłam starszego faceta
biegnącego za mną od strony zabudowań, zamarłam... Stopy
spierzchły i kolejny krok stał się niemożliwością...
Dopadł mnie. Wiem, że
mnie dopadł. Patrzył na mnie z gniewem jakbym coś mu zrobiła a
przecież to on zabrał mi rodzinę. Zagotowała się we mnie
wściekłość i coś jeszcze... Wola walki. Uderzyłam go w twarz,
ale uczułam jak przytyka mi do brzucha nóż.
Wbiłam wzrok w jego
ciemne oczy...
Nie było tam ani krzty
prawdziwego życia... Może on też ma rodzinę? Może zabija by oni
mogli żyć? A może zabrali ich jak moich? Ach... Zamknęłam oczy i
poczęłam osuwać się na ziemię, ale nie z bólu, lecz z ciężaru
jaki na mnie spadł. Żołnierz zawiesił się na moich ramionach i
wyzuty z oddechu upadł na łono lasu.
-Biegnij! - Tylko ten
głos. Głos Maliny usłyszałam w całym szaleństwie strzałów.
Tylko nie wiedziałam
gdzie uciekać... Nie wiedziałam co robić...
Czas stał się tylko
słowem, nie czułam stawianych kroków... Dopiero gdy ukryłam się
w stodole w sąsiedniej wsi, ból i zmęczenie stał się nie do
zniesienia. Leżałam na sianie i myślałam... Nie byłam już tą
samą dziewczyną, która przyjechała do wsi. Wtedy byłam
doświadczona przez niemoc, a teraz przez prawdziwą wojnę. Tak to
wygląda... Złapani, zabici. Nie ważne kim jesteś.
Jeżeli w wiosce chodź
jedna osoba zdała się być podejrzana, nie sprawdzano prawidłowości
podejrzeń, stawiano pod mur. Nie było dochodzenia czy czy ktoś
pomagał... Dla nich każdy był winny a raczej każdy był kolejnym
krokiem do zniszczenia kraju.
Więcej na stronie "Mała".
Mega, awww :3
OdpowiedzUsuń