HEJ! :)
A więc to dla was piszę? Ależ mi miło! Naprawdę się cieszę!
Właśnie rozpoczął się czas dodawania mojego pierwszego dłuższego opowiadania. Na stronie "JUŻ WKRÓTCE" mogliście poznać zwiastuny, oraz zapoznać się z małym opisem historii. Co pewien czas... Na stronce "Mała" pojawiać się będzie kolejny rozdział.Mam nadzieję, że ta historia zaciekawi was i zostawicie po sobie ślad w komentarzach, a także obdarzycie mnie swoją obecnością na blogu. Poniżej kawałeczek na zachętę!
Pozdrawiam was kochanie
Rosseved.
"Ciepły, letni powiew
wiatru rozwiał moje włosy.
Piach rozgrzany
promieniami słonecznymi delikatnie przylegał do mojej skóry. Leżąc
na plaży czułam się jak w niebie.
-O czym myślisz? -
Usłyszałam cichy głos przy uchu.
Wojtek był tym
chłopakiem, z którym spędzałam każdy dzień.
-O tobie... - Wyszeptałam
z wciąż zamkniętymi oczami.
Zamruczał przy moim
policzku.
Wczoraj był ostatni
dzień szkoły. Egzaminy. Wydawało mi się, że poszło mi dość
dobrze. Nigdy nie miałam problemu z nauką a nawet ją lubiłam.
Każdą wolną chwilę poświęcałam czytaniu książek, szukaniu
nowych informacji, ale ojciec zabraniał mi jednego... Słuchania
wiadomości. Mówił, że nie mogę zadręczać się tym co dzieje
się daleko od nas.
-Wojna nie zajdzie tak
daleko, nasze oddziały odeprą atak. Polska jest silna i poradzi
sobie zarazem z Niemcami jak i Rosjanami. - Powtarzał.
Słuchałam jego rad. Nie
wnikałam czy tak jest naprawdę, aż do tego dnia...
Do dnia kiedy z moim
ukochanym poszłam na plaże. Opuściliśmy miasteczko. Byliśmy
kilka kilometrów od zabudowań.
Kochałam go, mój Wojtuś
zrobił by dla mnie wszystko. Moi rodzice go lubili. Co innego, że
był synem serdecznego przyjaciela mojego ojca a zarazem słynnego
na cały kraj chirurga. Mieszkali niedaleko od nas w dużym murowanym
domu, byli bogaci, ale dla mnie nie było to ważne.
Jutro moja mama wyprawia
coroczny bal. To chyba mój ulubiony rodzinny zwyczaj. Przyjadą
wszystkie znane osobistości... Lekarze, naukowcy, wykładowcy z
uniwersytetów... W końcu poznam doktora Henrika. Uwielbiam jego
książkę o rozwoju genetyki. Jego badania uświadomiły mi, jak
bardzo podobna jestem do moich rodziców. Suknia czeka już na mnie w
szafie, jest cała seledynowa, wyszywana kamieniami... Ach. Będą
walce sprzed lat. Będzie bal. I będzie też on...
Dzień na plaży wydawał
mi się zawsze jednym z najlepszych wspomnień, wydawał się...
Później wszystko się zmieniło.
Rozmawialiśmy, kąpaliśmy
się... Rozkoszowaliśmy słońcem i sobą, ale sielanka nie trwała
długo. Obietnice ojca pękły, gdy zobaczyłam wojskowe samochody
jadące przez most.
Przerażona biegłam do
miasta... Bałam się, że nie znajdę tam już niczego co kocham.
Ani domu...
Ani rodziców...
Ani siostry.
Na szczęście rodzice
czekali. Spojrzeli na mnie z lękiem, najwidoczniej bali się tak
samo jak ja. Moja siostra zbiegła po schodach na dół z dwoma
dużymi walizkami.
-Janka! Gdzie ty byłaś!?
- Krzyknęła.
Była ode mnie starsza o
całe pięć lat.
-Co się dzieje? Tato
przecież mówiłeś...
-Przepraszam... Myślałem,
że tutaj nigdy... Myślałem, że tutaj będziecie bezpieczne.
Nic już nie rozumiałam.
-Mamo? - Spojrzałam na
jej ściągniętą ze strachu twarz.
-Kasia się tobą
zajmie... Musicie jechać do cioci Broni na wieś.
-Ale... - Chciałam
zaprotestować.
Ojciec spojrzał na mnie
gniewnie, lecz z miłością. Zawsze byłam dla niego małą
córeczką.
Siostra chwyciła mnie za
rękę i zaczęła ciągnąć do drzwi. Nie wiedziałam co robić.
Chciałam wrócić do mojego domu... Nie mogłam zostawić rodziców,
ale ona mocno mnie trzymała. Wtedy widziałam ich ostatni raz. Po
raz ostatni patrzyłam na te twarze... Na najukochańsze na całym
świecie twarze.
Przed domem stało dwóch
żołnierzy w Polskich mundurach. Przez ramię każdego przewieszona
była broń. W ich jasnych oczach ani na moment nie błysnął
strach, który ja czułam całym ciałem. Jeden z nich miał włosy
jasne, niemal blado złote, drugi zaś ciemne jak noc. Na czapce
przypięty orzełek... Tak, pamiętam to najlepiej.
Nie wzięli naszych
rzeczy. Szybkim krokiem ruszyli do przodu. Ulice miasteczka były
puste, jakby wszyscy zamarli w wyczekiwaniu na dalsze wydarzenia.
Dopiero gdy doszliśmy na stacje zrozumiałam. Każdy kogo znałam
zarówno profesor Trzebiński z żoną jak i stary Houbiński z
fabryki na Pieniężnej, Lilka Piot, Katarzyna Nowicka, Pan piotr
Laskowski z dziećmi przywieszonymi za ręce. Urszula Angorowicz
załadowana torbami na piersi trzymająca niemowlę. Wszyscy byli
inni a zarazem w tej sytuacji tac sami. Bali się...
Grzegorz Trobla, który
właśnie błagał konduktora o wpuszczenie go do pociągu spojrzał
na nas i rzucił się ku nam.
-Pomóżcie... Proszę
pomóżcie.
Kasia wciąż trzymała
mnie najmocniej jak potrafiła.
Blondyn, będący nam
jako ochroną zapewnioną przez ojca, odepchnął mężczyznę.
-Mam małe dzieci...
Pomóżcie.
Patrzył na mnie
załzawiony... Przerażony... Blady ze strachu. A ja? Nie mogłam nic
zrobić.
Drugi z żołnierzy
chwycił mnie i wsadził do pociągu. Po chwili wsiadła też moja
siostra.
-Odjazd! - Krzyknął i
odwracając się do tłumu zdjął z ramienia karabin.
Głuchy zgrzyt
zatrzaskujących się wagonów słyszałam zawsze gdy próbowałam
zamknąć oczy, ale to nie było najgorsze. Kiedy już nic nie
widziałam usłyszałam strzały, głośny huk... Krzyki... U góry
nad naszymi głowami było okienko dwoje ludzi wspięło się na tę
wysokość z wyciągniętymi rękoma.
-Pomóżcie nam! -
Krzyknął jeden gdy wciągał do wagonu małe dziecko.
Zapłakane przytuliło
się do jego piersi.
Mimo lata, w pociągu
panował okropny chłód, wiatr wpadał do środka przez wolne
miejsca pomiędzy deskami. Drżałam...
Było trudno..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz jest dla mnie wskazówką